Kultura

Peryferiada, czyli starosądeckie święto kina

Opublikowano: 8 sierpnia, 2023 o 10:07 am   /   przez   /   komentarze (0)

Od piątku w Starym Sączu trwa trzecia edycja „Peryferiady – Beskidzkiej Kanikuły Filmowej”, która spotyka się z wyjątkowym przyjęciem widzów. W pogodne dni chętnych jest tak wielu, że brakuje miejsc na specjalnych leżakach. Miłośnicy filmowej twórczości nie muszą się jednak obawiać, bo również i w takiej sytuacji organizatorzy stają na wysokości zadania i nikt nie ogląda filmu na stojąco.

Widzowie oraz zaproszeni goście zachwyceni są zarówno poziomem artystycznym imprezy, jak też niezwykłą, familijną atmosferą. Ze wzruszeniem mówią o wyjątkowej życzliwości i trosce pracowników CKiS, którzy starają się spełnić każde życzenie – przynoszą krzesła, kocyki… Jeżeli tylko pozwala na to pogoda – w tym roku trochę kapryśna – filmowe projekcje i spotkania z artystami odbywają się przed budynkiem Centrum, w blasku świec i lampionów. Widzom towarzyszy zapach lawendy, dźwięk klasztornych dzwonów i melodia „Barki”. W czasie mniej sprzyjającej aury festiwalowe leżaki przenoszone są do Galerii IMO.

Nie wyobrażam sobie, żeby nagle ktoś odwołał Peryferiadę mówi mieszkaniec Starego Sącza pan Wojciech Lasek. Tej imprezy nie może tutaj zabraknąć, bo naprawdę jest strzałem w dziesiątkę. Ciekawe filmy, niektóre zapomniane, czasem rozgrywające się w scenerii Starego Sącza, spotkania z twórcami… Czy może być coś fajniejszego, jak spędzenie wieczoru w cudownej atmosferze, pod gołym niebem w towarzystwie wspaniałych artystów i licznej grupy wielbicieli filmu i Peryferiady?

Niewątpliwą wartością starosądeckiego festiwalu jest możliwość bezpośredniego kontaktu z organizatorami (w tym dyrektorem artystycznym Filipem Nowakiem), a także związanymi z kinem twórcami. Widzowie zachęcani są do zadawania pytań i wyrażania opinii. Po niektórych projekcjach toczą się zagorzałe dyskusje. Jedna z nich miała miejsce już w pierwszym dniu imprezy. Na inaugurację zaproponowano bowiem dwa filmy, w których istotną rolę zagrał Stary Sącz i jego okolice. Bohaterami „Dziury w ziemi” Janusza Kondratiuka i „Opowieści” Marka Wortmana byli młodzi ludzie, których osobiste powody wygnały na prowincję, a reżyserzy ulokowali ją właśnie na Sądecczyźnie. W obu produkcjach wystąpili znakomici aktorzy różnych pokoleń: Jan Nowicki, Roman Kłosowski, Franciszek Pieczka, Wiesław Gołas, Zdzisław Maklakiewicz, Stanisław Tym (w „Dziurze w ziemi”), Lech Łotocki, Ryszarda Hanin, Wacław Kowalski (w„Opowieści”) i Bolesław Płotnicki (w obu produkcjach).

Miło było zobaczyć takie znakomitości polskiego kina, zwłaszcza w ich wizerunku z młodości mówiła pani Maria.

Przez obecnych na Peryferiadzie mieszkańców Starego Sącza oba filmy przyjęte były bardzo ciepło, czasem nawet ze wzruszeniem. W czasie projekcji starali się odnaleźć zapisane w pamięci miejsca. Zadanie nie było łatwe. Akcja rozgrywała się bowiem na początku lat siedemdziesiątych, widzowie zobaczyli więc zaniedbane uliczki i malutkie domy, niektóre pokryte papą. Od tego czasu Stary Sącz bardzo się zmienił; domy i ulice wyremontowano, trudno je więc rozpoznać.

Swoimi wspomnieniami związanymi z realizacją filmu „Dziura w ziemi” podzieliła się pani Zofia Wcisło: W roku 1970 siedziałam z mężem w barze kawowym, kiedy ktoś rzucił informację, że w Szałasie (kultowym starosądeckim miejscu potańcówek i festynów) kręcą film i potrzebują statystów. Trzeba było tylko usiąść przy jednym z szałasowym stolików „grzybków”. Rzeczywiście w filmie odnalazłam scenę kręconą w Szałasie – grany przez Józefa Nowaka inżynier Jan Skawiński siedział przy „grzybku” i rozmawiał z dziewczyną, słychać było też muzykę, ale nikogo ze statystów jednak nie pokazano. Na pewno w Starym Sączu – na Rynku – kręcona była też jedna z ostatnich scen filmu „Dziura w ziemi”. To z „kocich łbów” grany przez Jana Nowickiego Andrzej Orawiec gwałtownie odjeżdżał gnany wiadomością o odnalezieniu złoża ropy, a goniący go pojazd był według mnie samochodem starosądeckiej straży pożarnej. Zauważyłam nawet napis „Stary”…

Dużo więcej starosądeckich śladów można było odnaleźć w filmie „Opowieść”. Rynek z „kocimi łbami” i przystanek, na który zajeżdża charakterystyczny „ogórek”; ten sam Rynek, a na nim jarmark; starosądeckie ulice: Kazimierza Wielkiego, Bolesława Chrobrego, Daszyńskiego, Morawskiego… Takie lokalizacje najczęściej wskazywali uczestnicy poprojekcyjnej dyskusji. Pani Joanna Nogal – Gromala rozpoznała nawet widoczną na filmie studnię – przy tzw. kociajdzie łączącej ulice Daszyńskiego i Morawskiego. Jeszcze tego samego wieczoru ją odnalazła i sfotografowała. Próbowano też zlokalizować dom Pani, w którym zamieszkał główny bohater Mietek. Większość osób wskazywała na Podgórze, ale mówiono też o ulicy Daszyńskiego, na której podobno wówczas mieszkali zamożniejsi mieszkańcy miasta. Sporo filmowych starosądeckich zagadek pozostało jeszcze nierozwiązanych. Być może w ich rozwikłaniu pomoże niedzielny spacer po Starym Sączu śladami filmowymi. Jednym z jego uczestników będzie odtwórca głównej roli w filmie „Opowieść” Lech Łotocki. Organizatorzy festiwalu serdecznie zapraszają wszystkich chętnych.

Przed piątkową projekcją filmów w IMO Galerii odbył się wernisaż towarzyszącej festiwalowi wystawy plakatów Andrzeja Pągowskiego „Wajda na nowo”. Wystawa, którą można obejrzeć do 4 września, jest nie tylko fantastyczną okazją zobaczenia dzieł jednego z najbardziej znanych polskich grafików i plakacistów, ale stanowi też przypomnienie twórczości wybitnego polskiego reżysera – zdobywcy Oskara. Podczas wernisażu oraz przed sobotnim seansem widzowie mieli okazję spotkania z twórcą plakatów, który okazał się prawdziwym gawędziarzem. Opowiedział wiele anegdot dotyczących początków swojej pracy, współpracy ze słynnymi reżyserami (zwłaszcza Andrzejem Wajdą i Krzysztofem Kieślowskim), ale także… cenzurą. Mówił też o okolicznościach powstania jednego z najbardziej znanych swoich plakatów promującego walkę z paleniem wśród młodzieży.

Po niezwykle sympatycznym spotkaniu z panem Andrzejem Pągowskim widzowie obejrzeli „Panny z Wilka” – jeden z najwybitniejszych filmów Andrzeja Wajdy, nominowany do Oskara. Nakręcone w 1979 roku dzieło to adaptacja opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, którego również można zobaczyć na ekranie. Bohater filmu Wiktor Ruben po trudnych życiowych doświadczeniach (wojna, przerwane studia, śmierć przyjaciela, problemy zdrowotne) odwiedza dawno niewidziane Wilki, z którymi wiążą go silne emocje i wspomnienia. To w tej wiejskiej posiadłości – zamieszkanej przez urokliwe siostry – spędzał kiedyś wakacje i romansował z pannami. Po latach bohater konfrontuje wspomnienia z rzeczywistością, zastanawia się też nad upływem czasu.

Chociaż niektórzy z widzów widzieli już kiedyś ten film, to jednak po latach odbierali go zupełnie inaczej; podkreślali zwłaszcza jego głębię psychologiczną i siłę uczuć. Swoimi refleksjami podzielił się Wojciech Knapik – dyrektor Centrum Kultury i Sztuki im. Ady Sari w Starym Sączu: Oglądałem już ten film w czasach licealnych, ale prawdę mówiąc niewiele wtedy zrozumiałem, bo też jako nastolatek niewiele wiedziałem o życiu i miłości. Muszę powiedzieć, że po czterdziestu latach podobał mi się dużo bardziej. Dzisiaj relacje między bohaterami są dla mnie znacznie czytelniejsze, chociaż pewne sprawy wciąż pozostają niejasne. Nie wiedziałem wcześniej, że film był nominowany do Oskara i podczas jego projekcji zastanawiałem się, co tak bardzo ujęło członków Filmowej Akademii. Wydaje mi się, że jest to po prostu dzieło rzadko spotykane w kinematografii amerykańskiej; poetyckie, autorskie. Pewnie jego zaletą jest też literackie źródło – proza Jarosława Iwaszkiewicza, która spodobała się reżyserowi. Z perspektywy czasu myślę, że Andrzej Wajda stworzył film trochę o sobie, chociaż sprawę zaciemnia wprowadzenie postaci samego Iwaszkiewicza, którego życie osobiste i uczuciowe też było skomplikowane. Bardzo podobała mi się atmosfera dzieła; jego magiczna, ciekawa aura. Na ekranie mogliśmy zobaczyć świat przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, którego już niestety nie ma. Jeżeli chodzi o grę aktorską, to urzekły mnie przede wszystkim panie. Największym zaskoczeniem była Stanisława Celińska, która zwykle prezentuje inny wizerunek kobiecości. Tutaj zobaczyłem kobietę eteryczną, zimną i wyrachowaną. Maję Komorowską też kojarzyłem już jako dojrzalszą aktorkę, a w tym filmie przypomniała mi się jako młoda kobieta. Myślę, że na uwagę zasługuje też Francuzka, która grała rolę najmłodszej z wilkowskich sióstr. Jeżeli chodzi o grę Daniela Olbrychskiego, to chociaż ogólnie nie jestem fanem jego aktorstwa, to kreację Wiktora Rubena odnotowuję na plus. Myślę, że Wajdzie udało się trochę ujarzmić ekspresywność aktora i ukierunkować go na rolę psychologiczną, intymną, pogłębioną i to mi się akurat podobało. Oczywiście polecam ten film, chociaż pewnie trudno go będzie gdzieś zobaczyć.

Niedzielny wieczór znów przyniósł widzom wiele niespodzianek. Najpierw spotkali się z reżyserem filmu „Kukułeś” Maciejem Michalskim oraz odtwórcą jednej z głównych ról Piotrem Polkiem, a później mieli okazję zobaczyć niezwykle plastyczny, trochę surrealistyczny, miejscami zabawny film o prowincji (wszak to Peryferiada), ale też samotności, tęsknocie za nieznanym ojcem, dojrzewaniu i odkrywaniu siebie. Po projekcji widzowie podkreślali, że film był trudny, dla niektórych trochę kontrowersyjny, ale też ciepły i wzruszający. Zachwycali się także aktorskimi kreacjami, zwłaszcza Anny Seniuk, Piotra Polka i młodego Maksymiliana Michasiowa – odtwórcy roli Roberta.

Maciej Michalski opowiadał o rodzinnym Sycewie (koło Konina), miejscu swoich artystycznych inspiracji, w którym toczy się akcja wszystkich jego filmów, a nawet licznych teledysków. Mówił też o ulubionych aktorach, którzy według niego potrafią zbudować atmosferę i klimat jego dzieciństwa i przywrócić te czasy do życia. Sporo miejsca poświęcił Piotrowi Polkowi, ale także Annie Seniuk, która zgodziła się zagrać w jego filmie, chociaż wszyscy przekonywali go, że będzie inaczej. Odnosząc się do swojego dziecięcego języka, tłumaczył też jak należy rozumieć nic nieznaczące słowo „kukułeś”. Malutki Maciej używał go po prostu wtedy, kiedy chciał wyjść z domu.

Od Piotra Polka widzowie dowiedzieli się, że kocha muzykę i gra na wielu instrumentach. Jako aktor oczywiście również śpiewa. Muzyka jest takim wyrazem mojego prywatnego ja – mówił. To w muzyce i śpiewaniu opowiadam o swoim życiu takim, jakie ono jest. Aktor wspominał także o swoich śląskich korzeniach, rodzinie, śląskiej gwarze (z której jest dumny) i trudnych aktorskich początkach związanych właśnie ze śląskim akcentem. Odpowiadając na pytanie, dzielił się też trudami pracy dubbingowej. Sporo miejsca poświęcił również roli w filmie „Kukułeś, która była dla niego dużym wyzwaniem, grał bowiem Brytyjczyka i mówił po angielsku.

Tegoroczna Peryferiada potrwa do 14 sierpnia. Podczas kolejnych dni na widzów znów czekają niespodzianki. W Starym Sączu pojawią się kolejni goście: reżyser Jan Jakub Kolski (we wtorek i środę), reżyserka Beata Dzianowicz (w sobotę), aktor Rafał Zawierucha i krytyk Łukasz Maciejewski (w niedzielę), aktorka Maria Maj i powtórnie Łukasz Maciejewski (w poniedziałek – 14.08). W niedzielę o godz. 17.00 – o czym już wspominaliśmy – odbędzie się też spacer po Starym Sączu śladami filmowymi z Lechem Łotockim. Widzowie Peryferiady będą mogli również wziąć udział w dwóch koncertach. We czwartek w muzyczna podróż filmową zaprosi ich Orkiestra Reprezentacyjna Straży Granicznej, a w piątek swój repertuar zaprezentuje zespół „Dorośli”. Oczywiście codziennie o 20.30 będą też prezentowane kolejne filmy: „Barany. Islandzka opowieść” (w poniedziałek), „Pogrzeb kartofla” (we wtorek), „Jasminum” (we środę), „Moja Ozerna” (we czwartek), „Człowiek, który zabił Don Kichota” (w piątek), „Strzępy” (w sobotę), „Księstwo” (w niedzielę) i „Wszystkie nasze strachy” (w poniedziałek).
Organizatorzy serdeczne zapraszają.
Anna Skalska

Komentarze

Partnerzy

herb 112092751_901790209899742_1325318935_n  
"