Ludzie z pasją
Ola Maurer wspomina Stary Sącz i wraca…..
Z Aleksandrą Maurer – pochodzącą ze Starego Sącza pieśniarką, dziennikarką, filologiem romańskim, od 1975 artystką Piwnicy pod Baranami – rozmawia Wojciech Waliszewski.
Już niebawem, 17 kwietnia przyjedzie Pani do Starego Sącza z zespołem „Piwnicy pod Baranami”.
Tym razem przyjadę nie z własnym recitalem, lecz z kolegami z legendarnego kabaretu. „Piwnica pod Baranami” to grupa artystów – muzyków, aktorów, śpiewaków. To wyjątkowe zjawisko artystyczne trwa już 60 lat. Grupa liczy około 40 osób. Nie mamy etatów, angaży, obowiązku „świadczenia pracy”. Spotykamy się w soboty wieczorem z publicznością, jedyną taką na świecie – to już czwarte pokolenie naszych wiernych widzów, słuchaczy, przyjaciół. „Przychodzimy, odchodzimy”, wracamy, bo lubimy być razem, lubimy z muzyką, pięknym słowem, zabawnym satyrycznym tekstem BYĆ z publicznością, która nas kocha. Śmiech oczyszcza, mówił Piotr Skrzynecki, muzyka wznosi nas bliżej nieba, dobry wiersz daje możliwość refleksji i nabrania dystansu do czasem smutnej, szarej rzeczywistości. Nie wiemy, kto będzie w sobotę – ani kto będzie mógł przyjechać do Starego Sącza. Każdy z nas ma jakieś swoje zajęcia. Jedni grają w teatrze, nasi wspaniali muzycy towarzyszą artystom niezwiązanym z piwnicą, nagrywają płyty, muzykę filmową, biorą udział w różnych projektach artystycznych. Ja prowadzę dom gościnny PIANO Guest House – przyjeżdżają tu ludzie z całego świata, opowiadam im o Polsce, o Krakowie, o Starym Sączu też! Nasz dom rozbrzmiewa muzyką. Mój starszy syn Tadeusz – dyrygent – wciąż gra na pianinie, tu odbywają się próby (nie tylko moje), ostatnio słucham tworzonych przez syna aranżacji na nową płytę Michała Łanuszki. Tadeusz obiecał mi orkiestrację mojej jubileuszowej płyty. Podobnie jak panu Michałowi, towarzyszyć będzie mi prowadzona przez niego orkiestra Józefina. W naszym domu ćwiczy też ucząca się grać na gitarze moja 6–letnia wnuczka Marcelinka!
Młodszy syn Janek skończył ASP i maluje. Jego obrazy zdobią pokoje naszego domu. Obaj realizują swoje marzenia. To dla mnie wielka radość.
Co chciałaby Pani zaśpiewać w Starym Sączu?
Mam nadzieję, że będę mogła zaśpiewać wiersz Stanisława Balińskiego „O kraju mój”. To o tęsknocie do kraju, do którego poeta nie mógł powrócić. Ilekroć go śpiewam, myślę o Starym Sączu do którego ja na szczęście mogę wracać. Utwory Stanisława Balińskiego (1899–1984), emigracyjnego poety były objęte w PRL całkowitym zakazem druku.
Płynę do Ciebie po nocy,
Kraju mój śpiewny, uroczy,
Tam chmurki drżały z tkliwością,
A wiatr kołysał serdecznie
O, kraju mój, tyś mą miłością
Wiecznie.
Tam był nasz dom i olszyny,
Cerkiewka stara i młyny,
I bzy w liliowej poświecie,
O których pieśni mówiły,
Że najpiękniejsze są w świecie –
Bo były.
Tam – tajemnicze moczary
I cmentarz, przy nim dąb stary,
I napoleoński gościniec,
Zarosły czasu wikliną,
Mówiono o nim, że płynie,
Bo płynął…
Poeci przeszli tamtędy,
Zmienili ziemię w legendy,
Gdzie spojrzeć, tam wschodzą słowa,
Gdzie dotknąć, tam harfa jęknie,
O, moja ziemio widmowa
Śnij pięknie.
Każdy skądś przecież pochodzi,
Ten z Krymu, ten z Walii, ten z Łodzi,
A ja pochodzę od młodu
Z białośpiewnego ogrodu,
Z doliny, z olszyn i rzeki
Dalekiej.
Można mnie stamtąd wyrzucić,
Można mi kazać nie wrócić,
Można mnie z żywych wymazać,
Wygnać wypędzić za płoty,
Ale jak można zakazać
Tęsknoty?
Nie martwy księżyc tam wraca,
To cień mój wodę ozłaca,
Nie woda w młynie tam szumie,
To żal mój śpiewa jak umie
I woła gorzką pociechą,
Jak echo.
I płynę, płynę po nocy
Do Ciebie kraju uroczy,
Tam chmurki drżały z czułością
A wiatr kołysał bezpiecznie –
O, kraju mój, tyś mą miłością
Wiecznie.
Łzy wzruszenia same napływają mi do oczu. Widzę nasz dom, mój białośpiewny ogród, Dunajec, olszyny… Ten wiersz przyniosła do piwnicy Joanna Olczak Ronikierowa. Była w kabarecie od samego początku jego dobrym duchem, opiekunem literackim. Poeta przesłał ten wiersz Janowi Lechoniowi do Nowego Yorku: Lechoń również nie mógł po wojnie powrócić do kraju. Dziękując Balińskiemu, napisał, że śniło mu się, że dobry Pan Bóg zesłał do tego wiersza parę nutek od Chopina.
I Grzegorz Turnau napisał muzykę w takim właśnie klimacie.
Jakie miejsca i wydarzenia w Starym Sączu są pani szczególnie bliskie?
Stary Sącz jest spójną całością urbanistyczną. Trudno wskazać wyjątkowe miejsca.Pamiętam, że do szkoły szłam kociajdą obok piekarni Hopka (pomiędzy ulicami 11 Listopada a ul. Morawskiego) albo kociajdą przy kapliczce na końcu ulicy Krakowskiej. Były to wąskie przejścia pomiędzy głównymi ulicami.Pamiętam z wczesnego dzieciństwa pastucha miejskiego, który mieszkał przy ulicy Krakowskiej. O świcie czyli o 4 rano wołał doniosłym głosem Hoo!Hooo! i trzaskał z bata. Przy każdym domu było podwórko, obora, ogród, sad i pole (…) Pamiętam też dobosza Majewskiego w starym austriackim szynelu, w czapce z bębnem. Stawał na rogu ulic, walił w bęben, a może w werbel i wielkim głosem odczytywał obwieszczenia magistrackie.(….) ogłaszał konkursy na najpiękniejszy ogródek czy na najpiękniejsze kwiaty w oknach, bo Stary Sącz w latach mojego wczesnego dzieciństwa brał udział w ogólnopolskich rywalizacjach i często zwyciężał w konkursach czystości i gospodarności. Mieliśmy wtedy wspaniałego burmistrza Cesarczyka. Pamiętam go jako osobę niezwykle aktywną. Chodził od domu do domu, przynosił nasiona kwiatów. (…) W sobotę wodą z mydlinami szorowało się chodnik przed domem.
A czy pamięta pani starosądeckie targi?
Były targi i jarmarki. Jarmarki odbywały się w środę na rynku. Były rozmaite barwne kramy, można było kupić zabawki, naczynia, wazony z gliny, ubrania, warzywa, owoce kwiaty. Targowica była obok magistratu, na miejscu późniejszych pierwszych bloków osiedla Słonecznego. Na targowicy handlowano zwierzętami, od świtu zjeżdżały się furmanki (…) Jako koszmar pamiętam próby sił koni: wielu mężczyzn trzymało każde koło wozu z osobna, batem zacinano konia. Rżenie koni było przerażające. To działo się przed naszym domem, przy stromo biegnącej w górę, kocimi łbami wybrukowanej ulicy Kilińskiego (…)
Kiedy odkryła Pani w sobie artystyczną duszę?
Nasz dom był pełen muzyki. Mama pięknie śpiewała, tatuś grał na skrzypcach. Jan grał na basie, a Andrzej chyba na wszystkim, co grało. Zazwyczaj na skrzypcach i na akordeonie. Pamiętam, że kiedy wracał do domu jako uczeń liceum muzycznego w Katowicach, a potem student akademii we Wrocławiu, w rodzinnej kapeli grał tylko drugie skrzypce. Pierwsze zarezerwowane były dla Taty. Uwielbiałam słuchać śpiewu mojej mamy. Byłam dumna, stojąc obok niej w kościele, gdy wszyscy wokół milkli, by jej posłuchać. W wieku pięciu lat zaczynałam grać na skrzypcach, później, dopiero w czasach licealnych, rodzice kupili pianino. Jednak najbardziej poręcznym instrumentem była gitara, na której sama nauczyłam się akompaniować. W jesienne i zimowe wieczory, w czasach, gdy nie było telewizji, muzykowało się w domu. Pamiętam Józia, który przychodził do nas z cytrą, na której przepięknie grał. Będąc w liceum, należałam do zespołu pieśni i tańca „Lachy”.
A jak Pani trafiła do Piwnicy pod Baranami?
Przyjechałam do Krakowa ze Starego Sącza na studia, na romanistykę. To był piękny kierunek, okno na świat, kolorowa przygoda. My, studenci, regularnie odwiedzaliśmy Salle de Lecture Française w pałacu książąt Lubomirskich przy ul. św. Jana 15. Z szarego, polskiego świata komuny trafialiśmy w eleganckie, piękne, arystokratyczne miejsce, gdzie francuskie wino podawali kelnerzy w białych rękawiczkach. Na początku studiów, podczas tradycyjnego balu romanistów śpiewałam z gitarą piosenki francuskie. To tam usłyszeli mnie Piotr Skrzynecki i Zygmunt Konieczny. Tam powstała anegdota, że w Starym Sączu wszyscy mówią po francusku. (…) Nie wiem jak jest ze znajomością francuskiego w Starym Sączu dziś, ja i moje pokolenie mieliśmy szczęście uczyć się tego języka u niezwykłego pedagoga, wspaniałego człowieka, pani prof Ireny Hasko (…)
Z czego Starosądeczanie mogą być dumni? Co powinni pielęgnować?
Stary Sącz jest bardzo podobny do mojego dziś Krakowa. Tutaj też czuję ciągłość historii, ducha, pięknego starego miasta.Przyjeżdżam do Starego Sącza na cmentarz, odwiedzam rodzinę w Moszczenicy. (…) Teraz patrzę na twarze starosądeczan i prawie nikogo już nie rozpoznaję. To już zupełnie inny świat. (…) Rynek starosądecki jest śliczny, jak Rynek w Krakowie, tylko w innej mniejszej skali. W Starym Sączu macie za to lepsze powietrze i mikroklimat.(…) Stary Sącz ma też szczęście do mądrych, gospodarnych, kompetentnych włodarzy. Mam na myśli zwłaszcza pana Mariana Cyconia i, jak słyszałam, godnego jego następcę, obecnego burmistrza Jacka Lelka. (…) może kiedyś kupię mały domek pod lasem, z ogródkiem, z widokiem na beskidzkie wzgórza. Wierzę, że marzenia się spełniają. Proszę mi tego życzyć.
Cały wywiad z p. Aleksandrą Maurer można przeczytać w najnowszym (225) numerze Kuriera Starosądeckiego. Zapraszamy do lektury!
Ostatnie bilety na niedzielny koncert (17 kwietnia) w starosądeckim Sokole do nabycia tutaj.
Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco: Starosądeckie.info
fot. Arkadiusz Sedek
Komentarze
Komentarze (2)
Możliwość komentowania wyłączona.
Nasza duma! Pięknie wspomina Pani Ola Stary Sącz.
Cieszę się, że będę na koncercie 🙂
Wspaniala kobieta… Z piekna aura! Pamietam jak szyla piekne sukienki Na koncerty w Krakowie u mojej Babci. Szkoda ze nie bede mogla uczestniczyc w koncercie….