Edukacja, Z ostatniej chwili
Poezja strugana słowem. Bronek z Obidzy w starosądeckim ZSP
„Naszym gościem jest dziś zwykły niezwykły człowiek. Zwykły, bo mieszka niedaleko. Niektórzy go pewnie nieraz spotkali na spacerze, na górskim szlaku, ale również przy ciężkiej pracy gdzieś na Obidzy… Człowiek gór, stolarz o duszy poety, a zatem ktoś niezwykły, kto wyszedłszy od wystruganej deski, dotarł do magicznej krainy Poezji. Przedstawiam wam Bronisława Kozieńskiego i zapraszam na pierwsze spotkanie z cyklu „Cudze chwalicie, swego nie znacie” – tymi słowami rozpoczęła przedpołudniowe spotkanie z poetą prowadząca, polonistka ZSP, Wiesława Majda.
I choć życiorysy bywają nudne do czytania, to życie bywa kolorowe lub w kratkę, a poeci widzą i słyszą więcej, tworząc gładko toczące się słowa. Jaki jest Bronek z Obidzy? Czy odpowiedź na to pytanie można znaleźć w jego wierszach?
Gdyby się o to pokusić i dokonać parafrazy jego wersów, okazałoby się, że bywa niepokorny. Zapowiada, że gdy mu powiedzą, zostań, pójdzie, a kiedy poradzą: idź, zostanie tam, gdzie będzie chciał. Nie lubi września, wolałby się urodzić w innym miesiącu, żeby nie kojarzyło mu się ciągle z wojną. Szanuje zieleń i drzewa, których nie miał czym podlewać, dlatego usychając, umierały w nim. Wierzy, że niebo będzie dla niego świeżo malowane. Ze strefy ciszy czasami coś się w nim budzi, zaczyna grać. Uśmiechając się, zmierza jak wilk w stronę lasu, rozkoszując się pleśnią z moczarów, mgłą rozwieszoną na konarach. Przed snem lubi przemierzać jesienną porą Czantorię nad Ustroniem z wymyśloną panią. Często zdejmuje kapelusz z siwych włosów i kłania się wiatrowi nadlatującemu od Krywania, szczytom, zboczom i ludzkim pokoleniom. Z nisko pochyloną głową słucha szeptu echowych czarodziejów, przywierając uchem do kamienia, gdzie z kości proch, margines dziejów. Wypatruje wśród złocistych dachów nad wioską z eternitu Boga i nasłuchuje boćków rozklekotanych, śpiewu gawronów oraz dzwonów zagłuszanych faktami przed muzyką. Lubi oglądać niebo, obserwując kormorany w mazurskich pejzażach. Zawsze jednak powraca w góry, dopowiadając góralską nutkę, a podarowane stare wiosło niczym krzyż z Giewontu wbija, by wyrastało w niebo głośno.
To tylko kilka niby-prawd, które można wyczytać z wierszy, pochodzących z ostatniego tomiku poety „Wiklinowe ptaki”. A o tym, jak to się ma do rzeczywistości, dowiedziała się młodzież Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych od samego autora.
Zobaczyliśmy skromnego człowieka, który szczerze odpowiadał na pytania, obejmujące różne sfery życia. Interesowało nas, jak to się stało, że stolarz zaczął pisać wiersze. Poezja zawsze w nim była, ale dała o sobie znać dopiero poza granicami kraju. W dalekiej Norwegii, na budowie zapisywał płynące z głębi duszy słowa na worku po cemencie. Miał już za sobą bagaż życiowych doświadczeń, które domagały się przelania na papier. Wysłuchaliśmy żywej lekcji, że warto odnaleźć w sobie prawdziwą pasję i poświecić się jej oraz że poezja uczy pokory. „Szkoła w życiu młodego człowieka jest bardzo ważna i mówi wam to ten, który w trzeciej klasie pobił rekord wagarowania. Dziś tego żałuję.” – powiedział nasz gość.
Każdy poeta ma swoje ulubione wiersze, do których zawsze wraca i z których jest dumny. Wśród nich jest zwycięski utwór w XXI Konkursie Poezji Religijnej im. ks. prof. Józefa Tischnera „Faryzeusze ze swojej Gehenny”, który autor przeczytał na spotkaniu. Przyznał, że bliska jest mu filozofia patrona naszej szkoły i można ją odnaleźć w jego tekstach. Z dumą przyznaje się do swoich góralskich korzeni. Tu jest jego miejsce na ziemi i tu wraca z Niemiec, Francji czy Norwegii. Jest nam niezmiernie miło, że znalazł czas, by zatrzymać się w Starym Sączu i odwiedzić szkolne mury.
Na zakończenie spotkania młodzież oraz dyrekcja szkoły: Grzegorz Skalski i Angelika Duda podziękowali za wyjątkowe spotkanie okraszone szczyptą humoru i gawędy, zapraszając w gościnne progi naszej szkoły.
oprac. J. Białka, W. Majda
Komentarze
Komentarze (1)
Możliwość komentowania wyłączona.
Piękne podsumowanie, w sumie Niezwykłego Człowieka