Kultura, Z ostatniej chwili
Lutnia Bakfarka. Muzyka gwiazdora XVI-wiecznej Europy w Starym Sączu
Pochodzący z Węgier Valentin Bakfark to niekwestionowany wirtuoz lutni okresu renesansu. W XVI wieku popularność lutni można przyrównać do zainteresowania gitarą w drugiej połowie XX wieku. Na lutni starali się grać wszyscy, a przede wszystkim arystokraci i szlachta. Grał i Bakfark…
Drugiego dnia Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej zabrzmiały jego kompozycje w wykonaniu zespołu Tercina z niezrównanym Istvánem Győrim na lutni.
Nazwisko Bakfark, jak wytłumaczył publiczności István Győri, to z węgierskiego nic innego jak kozi, a właściwie „capi ogon”. Może takie nazwisko nie przystoi dworskiemu obieżyświatowi, który grą na lutni zaskarbiał sobie nie tylko sympatię kobiet, ale także przychylność ówczesnych władców.
Czy Walentin Bakfark był renesansowym gwiazdorem? Zdecydowanie „tak”.
– Wszystko na to wskazuje, bo wszędzie, gdzie się wówczas pojawił, zdobywał natychmiastową sławę. Właściwie jego kariera jest niewiarygodna jak na tamte czasy, kiedy możliwości komunikacyjne z naszego punktu widzenia były bardzo słabe. A jednak Bakfark po okresie spędzonym w rodzinnych Węgrzech, gdzie odebrał wykształcenie, podróżował niemal po całej Europie. Zatrzymywał się w wielu miejscach, miał także polski epizod, dzięki któremu wszedł również do polskiej literatury na stałe i jest w niej do dzisiaj. Należy pamiętać, że podróżował też do Niemiec i Francji, a końcowy etap swojego życia spędził we Włoszech. To nie były tylko podróże turystyczne, bo we wszystkich miejscach, gdzie się pojawiał, występował w aurze wirtuoza i zdobywał sobie natychmiastowe uznanie – odpowiada prof. Marcin Szelest, dyrektor artystyczny Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej.
W czasach Bakfarka lutnia była najpopularniejszym instrumentem. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że była w modzie.
– Myślę, że Bakfark był jednym z najwybitniejszych XVI-wiecznych lutnistów , a warto powiedzieć, że na lutni grał niemal każdy – była to ulubiona rozrywka arystokracji i do dobrego tonu należało, aby umieć coś na lutni zagrać. Można było grać, grać bardzo dobrze lub wirtuozersko i dodatkowo tworzyć własne kompozycje, a to była już nie lada sztuka – dodaje Szelest.
Stąd Walentin Bakfark, jako Bekfark trafił nawet do zbioru fraszek Jana Kochanowskiego (O Bekwarku, O gospodyniej) – doskonałego obserwatora życia dworskiego, a do jego twórczości odwoływał się nawet trzy wielk później Jan Lechoń (tomik Lutnia po Bekwarku 1942).
W Starym Sączu Bekfark zabrzmiał w kameralnym kościele sióstr klarysek, grany zarówno solo jak i w trio, gdzie obok lutni zagrały skrzypce i flet. Subtelne, melancholijne kompozycje oraz przepełnione renesansową radością utwory bardzo przypadły do gustu sądeckiej publiczności, wśród której znalazły się osoby pamiętające pierwsze edycje Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej.
(JB) /SFMD
Komentarze
Komentarze (1)
Możliwość komentowania wyłączona.
Jam z tego gorszego sortu, ktory siedział daleko w ławkach…takie pytanie: czym trzeba się zasłużyć lub co zrobić, żeby otrzymać takie zaproszenie do elity? Poza „generalicją” widzę tam co roku praktycznie jedne i te same osoby…Od wielu lat jestem na koncertach, kocham muzykę dawną…czy miłość do muzyki to za mało?
Poza tym przeganianie ludzi z widowni, z wcześniej zajętych miejsc, bo zabrakło krzeseł dla wybrańców to trochę lipa, proszę Państwa..
Serdeczne wyrazy uznania dla pana prof. Szelesta – Festiwal jest wspaniały pod kątem muzycznym i wykonawczym. Dziękuję.