Wydarzenia, Z ostatniej chwili

Życie kulturalne Starego Sącza. Spotkanie z historią

Opublikowano: 25 lutego, 2018 o 6:52 am   /   przez   /   komentarze (0)

Z cyklu „Spotkania z historią Starego Sącza”. Dzisiaj o życiu kulturalnym Starego Sącza słów kilka…a może kilkanaście.

Charakterystyczną cechą dla Starego Sącza tego okresu (okres międzywojenny) była spora ilość sklepów i restauracji , z których większość miała charakter tanich szynków, natomiast niektóre z nich były szeroko znane np. mieszcząca się na rogu Rynku i ul. Sobieskiego restauracja Salomei Finderowej -specjalnością tego zakładu były pstrągi i łososie. Znajdował się także w Starym Sączu jeden hotel -Krakowski -mieszczący się przy ulicy Batorego  -własność Żyda E. Lustiga. Nie przyjmowały się natomiast w Starym Sączu kawiarnie. Rada Miejska załatwiła odmownie prośbę Noego Tetelbauma o udzielenie koncesji na kawiarnie i mleczarnię ” ponieważ stosunki miejscowe nie przemawiają za założeniem tego przedsiębiorstwa, zwłaszcza, że w gminie jest więcej takich przemysłów i zupełne wystarczają dla zaspokojenia potrzeb ludności”. Wiadomo jednak, że kawiarni w tym czasie nie było.

Początkowo miasto posiadało jedną karczmę zwaną „Zielona” na Kamieńcu koło Popradu, przy drodze nowosądeckiej. Posiadało też browar piwny. Karczma i browar uległy zniszczeniu najprawdopodobniej przez pożar. W roku 1866 miasto nabyło w rynku dom nr 21 po Walentym Dobrowolskim i zamieniło go na szynk miejski. Starano się też odbudować karczmę „Zieloną”. Odpowiedni wniosek postawił w 1868 roku Wawrzyniec Cycoń. Rada zatwierdziła go, sporządzono plan i kosztorys, zaczęto chyba wstępne prace, ale nowa karczma, jeszcze nie w pełni uruchomiona, spaliła się w roku 1872. W parę lat później Wincenty Waligóra podjął się odbudowania karczmy własnym kosztem, ale Rada nie zgodziła się na to. Do prac przystąpiono dopiero w 1881 roku na wniosek Wojciecha Pawlikowskiego. Budowano karczmę z drewna, pertraktując równocześnie ze Starostwem, które jednakże nie wyraziło zgody ze względu na dużą odległość karczmy od miasta i niemożliwość wykonywania w niej właściwej kontroli propinacyjno-policyjnej. Toteż mimo, że karczmę wybudowano i uruchomiono, trzeba ją było sprzedać na licytacji. Straciło na tym miasto,  gdyż nie było nabywców na gnijące powoli drewno. Drugą karczmę miejską stworzyło miasto na Poczekaju, zakupując tzw. Wagnerówkę (nr 128) i urządzając w niej wyszynk napojów. Usytuowana na krańcu miasta przy drodze prowadzącej do Gołkowic, Podegrodzia, Łącka i Szczawnicy była czynna już w 1895 roku.

(…)Najswobodniejszym miejscem zabaw była karczma „Na Poczekaju”. Z czasem jednak „zabawy tańcujące” coraz częściej odbywały się w centrum miasta u Findera Sussmana i Kiwy Stattera. Starali się o pozwolenie na nie u Rady majstrowie dla swej czeladzi, np rzeźnicy: Antoni Korona, Józef Kmietowicz a także coraz częściej sami czeladnicy lub propinatorzy. Zabawy w szynkach urządzały także kobiety. W 1887 roku o pozwolenie na zabawę z muzyką starała się Stanisława Oleksa, służąca Jana Popielowicza. Również i wesela odbywały się u propinatorów, a urządzali je tam zapewne najczęściej wyrobnicy nie posiadający własnych mieszkań. Dzienniki podawcze miejskie notują od lat 80 bardzo dużo podań do Rady o pozwolenie na zabawy i wesela z muzyką. Były to urządzane na Sokolicy i Kamieńcu, po prawej stronie Popradu, ludowe festyny. W upowszechnianiu innego typu rozrywki przodowała szynkarka Rozalia Glińska. W 1893 roku uzyskała ona koncesję na otwarcie traktierni, wkrótce wprowadziła tam również grę zwaną „fortunka”, przypominającą współczesną ruletkę. Szybko jednak władze miejskie zorientowały się, że u Glińskiej grą tą zabawia się młodzież szkolna, i wspólnie ze Starostwem zakazały jej. Po 6 latach Glinska kilkakrotnie starała się o „przyzwolenie użycia dla rozerwania gości tak zwanej fortunki” jednak bezskutecznie. Inną nowością wkorzeniającą się w Starym Sączu była kręgielnia. Na jej budowę pozwolono Marii Baraściakowej a odmówiono Adolfowi i Ewelinie Lustigom. Kręgielnia była także w karczmie na Kamieńcu biegonickim nad Popradem.

(…) Oprócz szynków miejskich Stary Sącz posiadał jeszcze kilka szynków prowadzonych przez mieszczan, w sumie było ich w 1896r -6 a w 1902 -11. Każdy z nich znajdował się na jednej z pierzei rynku (Glińska, Finder, Kasper Ziembowicz, Kumor, Gutwirth). W roku 1910 Rada ustaliła 12 szynków jako normę dla miasta. Pięć z nich należeć miało do Izraelitów. Siedem szynków należało do chrześcijan, gminy Stary Sącz i cukiernika Aleksandra Rungego. Znajdował się także w mieście wielki skład win węgierskich, własność Bronisławy Hollandrowej („Mośkowej”). Zaopatrywała się w nim w beczki wina okoliczna szlachta i księża.

(…) Obok nowych form życia kulturalnego i obyczajowego przez pewien czas egzystowały stare, idące powoli w zapomnienie. Do takich należał pradawny zwyczaj urządzania rzęsistego śmingusa dyngusa przez stróżów nocnych i magistrackich oraz chodzenie z turoniem, szopką i gwiazdą.

Połączeniem dawnych form misteriów i nowoczesnych teatrzyków z cyrkiem były „panoramy”. Z panoramą wystąpił w 1874 roku Jan Ambroz z Berna. W dwa lata później Anna Luck zapłaciła trzy złr. za wynajęcie placu pod panoramę „Wieczerza Pańska” i wystawiała ją przez 6 dni. Co parę lat spotykamy w Starym Sączu tego rodzaju wędrownych artystów.

Potrzeby kulturalne pewnych węższych grup społecznych i zawodowych starały się zaspokoić powstające towarzystwa. Już w latach 60 miejscową inteligencję grupowało Kasyno Urzędnicze. Utworzony w 1893 roku „Sokół” organizował zabawy i prowadził teatr amatorski, wystawiający sztuki Anczyca, Józefa Korzeniowskiego Michała Baluckiego, Józefa Blizińskiego, Karola Krupińskiego, Aleksandra Fredry, Grzymały-Siedleckiego, Juliusza Słowackiego i innych. W dwa lata później powstało Katolickie Stowarzyszenie Robotników „Przyjaźń”, skupiające młodzież robotniczą w celach samokształceniowych i oświatowych.

Wspomnienie Jana Gottmana nt. Kina Sokół: „Nie wiem kto był jego właścicielem. Wiem natomiast z całą pewnością, że jego głównym opiekunem, mechanikiem i operatorem był niejaki p. Wawrzycki, zięć p. Znamirowskiego. Obydwaj byli tzw, wtedy „kolejnikami” (kolejarzami) z warsztatów w Nowym Sączu. Mieszkali w Starym Sączu, w narożnym domu przy ulicy biegnącej od szkoły męskiej ku Podgórzowi, w miejscu gdzie zaczynała się polna droga ( w lewo) między ogrodami a potokiem. (…)Przed każdym seansem, na dziedzińcu Sokoła ustawiano agregat prądotwórczy napędzany silnikiem benzynowym. Kino było urozmaicane częstymi przerwami, bo albo agregat nawalał albo film się zacinał. Pamiętam, że wyświetlano kroniki wojenne.W pewnym sensie, poprzednikiem filmu było w onym czasie wyświetlanie przeźroczy a właściwie ilustrowanie odczytów przeźroczami.

W początkach XX wieku działały także inne towarzystwa. Żydów skupiało Towarzystwo Kneses Izrael, nauczycieli Ognisko Nauczycielskie.Działały kościelne bractwa różańcowe, Towarzystwo Wincentego a’ Paulo, Towarzystwo Ochronki św. Kingo (na uwadze miało najmłodszych mieszkańców miasta). Koło myśliwskie skupiało wąski krąg bogatszych mieszczan i urzędników oraz spensjonowanych wojskowych przebywających w Starym Sączu. Do zapalonych myśliwych zaliczali się Paweł Frohlich, właściciele hotelu Cyconiowie, leśniczy miejski Tomasz Pasiut (zwany „Dychawicą”). Polowano na kuropatwy, dzikie kaczki, lisy, zające -ale  -jak wspominali potem myśliwi -więcej wypito wina niż zastrzelono kubusiów.

Młodzież szkolną i terminatorów skupiały orkiestry organizowane przez Franciszka Naturskiego. Muzykowaniem zajmowano się w domach starosądeckich urzędników i inteligencji. Gry na fortepianie uczyła Stanisława Lebdowicz, córka pensjonowanego poborcy podatkowego, zamieszkałego w Starym Sączu. Muzyki uczyły też nauczycielki świeckie zatrudnione w szkole klasztornej. Słynna w przyszłości śpiewaczka operowa Ada Sari (Jadwiga Szayer) pobierała swe pierwsze lekcje gry na fortepianie również prywatnie. Edukację obowiązkową odbywała w miejscowej szkole przyklasztornej.

Uroczystościami w których brali udział wszyscy mieszkańcy, były święta kościelne. Szczególnie czczono święto Bożego Ciała, Matki Bożej Różańcowej, św. Trójcy, św. Kunegundy. Magistrat posiadał 7 moździerzy i w czasie takich uroczystości strzelano z nich. Uroczystością wykraczającą daleko poza Sądecczyznę była 600 rocznica śmierci św. Kunegudny. Przygotowywano się do niej już od 1887 roku. (…) Kulminacyjnym momentem były uroczystości od 23 lipca do 3 lipca 1892 roku. Miasto wydało z lasu drzewka na ozdobę rynku i ulic, ponadto 100 złr na urządzenie dekoracji. Przybyło ok. 40 000 pątników z Węgier (słowacji) i Galicji. W uroczystościach wzięli udział najwybitniejsi przedstawiciele kleru tarnowskiego i okolicznych diecezji z biskupami na czele (…)

Uroczystościami ściągającymi tłumy ludności okolicznej były odpusty dostarczające mieszkańcom swoistej rozrywki. Mieszały się na nich modlitwy i prośby wędrownych dziadów z pieśniami religijnymi i ludowymi przyśpiewkami.

 

Wspomnienie Jana Gottmana: „Państwo Antoni i Maria Runge mieli w Starym Sączu cukierenkę. Mieściła się w narożnym domu przy ulicy Węgierskiej na skrzyżowaniu z ulicą Kolejową (naprzeciw c.k Urzędu Podatkowego), zajmowała 2 pomieszczenia. W tej to cukierence spotykali się w popołudniowej lub wieczornej porze panowie urzędnicy, aby pogwarzyć albo gazetę poczytać przy szklaneczce grogu lub ponczu. Firma była znana z dobrych lodów, biszkoptów i oranżady. 

źródło; Historia Starego Sącza/praca zbiorowa

film:źródło: Repozytorium Cyfrowe Filmoteki Narodowej

Komentarze

Partnerzy

herb 112092751_901790209899742_1325318935_n  
"